Dzieło, które jest początkiem i końcem
„Silmarillion” Johna Ronalda Reuela Tolkiena, wydany pośmiertnie w 1977 roku przez jego syna Christophera, nie jest powieścią w tradycyjnym sensie – to raczej synteza mitu, poematu epickiego, kroniki i biblijnego zapisu genezy świata. Z jednej strony stanowi prehistorię „Hobbita” i „Władcy Pierścieni”, z drugiej – autonomiczny konstrukt literacki, który domaga się od czytelnika innego trybu lektury niż beletrystyka narracyjna. Tu nie chodzi o identyfikację z bohaterem, lecz o zanurzenie w genealogiach, językach i opowieściach, które układają się w fundament mityczny fikcyjnego świata.
„Silmarillion” w swoim kształcie przypomina zbiór tekstów apokryficznych – spisanych przez rozmaitych autorów na przestrzeni stuleci – które wspólnie tworzą narrację o stworzeniu, upadku i tragicznym losie Pierworodnych, Ludzi i bogopodobnych istot. Już to czyni go dziełem wymagającym, ale i fascynującym: mamy do czynienia z literaturą świadomie stylizowaną na spuściznę dawnej epoki, a jednocześnie podporządkowaną rygorowi wewnętrznej spójności.
Filologiczny rdzeń świata Ardy
Tolkien był przede wszystkim filologiem – jego specjalność, filologia staroangielska i staroislandzka, miała decydujący wpływ na strukturę „Silmarillionu”. Widać to na kilku poziomach:
- Warstwa językowa – imiona, toponimy i nazwy artefaktów nie są ozdobą, lecz rdzeniem ontologii świata. Quenya i sindarin, języki elfickie, posiadają własną gramatykę i etymologię. Nazwy nie tylko brzmią staro, ale też mają historyczne „warstwy” – tak jak w rzeczywistych językach, słowa pochodzą od starszych form, które czytelnik może odnaleźć w dodatkach.
- Styl narracji – Tolkien naśladuje konstrukcje składniowe z sag i eposów. Zdania często mają paralelizm składniowy, rytmiczne powtórzenia, a opis bitew i wędrówek jest lakoniczny, wręcz suchy, jak w „Kronice anglosaskiej”.
- Genealogiczna struktura – opowieści są zakorzenione w rodowodach. Linia krwi jest tu kategorią nie tylko społeczną, ale i metafizyczną. Dziedziczenie cech moralnych i tragicznych losów staje się czymś na kształt antycznego fatum.
„Silmarillion” można więc czytać jako eksperyment filologiczny: Tolkien tworzy fikcyjny korpus tekstów, które wyglądają jak efekt pracy średniowiecznych skrybów, przepisujących dawne pieśni i legendy.
Filozofia stworzenia i upadku
Jednym z centralnych tematów „Silmarillionu” jest napięcie między porządkiem stworzonym przez Eru Ilúvatara a wolą niezależnych istot – Ainurów, elfów, ludzi. Motyw ten można analizować w kontekście filozofii teodycei: dlaczego zło istnieje w świecie stworzonym przez doskonałego Stwórcę? Tolkien, podobnie jak św. Augustyn, postrzega zło nie jako substancję, lecz jako wypaczenie dobra. Melkor, najpotężniejszy z Ainurów, nie tworzy nic z niczego – on tylko deformuje już istniejącą harmonię.
Tu ujawnia się fundamentalny pesymizm ontologiczny Tolkiena: każde stworzenie, choć powołane w akcie miłości, jest podatne na zepsucie. Nawet Silmarile – kamienie o najczystszej światłości – stają się przyczyną niekończących się wojen, zdrad i klątw. Zło w „Silmarillionie” rodzi się nie tyle z nicości, co z pożądania posiadania dobra na wyłączność.
Struktura tragiczna – epos i tragedia grecka w jednym
Tolkien konstruuje opowieści w duchu tragedii greckiej: znamy przyszłość bohaterów, często zapowiedzianą w proroctwach, a mimo to śledzimy ich działania, które – paradoksalnie – przyspieszają katastrofę. Klątwa Mandosa, która spada na Noldorów po zabiciu krewnych, jest analogiczna do klątw rodów w „Orestei” Ajschylosa.
- Fëanor – archetyp Prometeusza i Edypa zarazem: obdarzony genialną mocą twórczą, której nie potrafi podporządkować dobru wspólnemu. Jego obsesja na punkcie Silmarili popycha go do bratobójstwa i wygnania.
- Túrin Turambar – figura tragicznego bohatera z fatum wpisanym w los; jego historia przywodzi na myśl mity o Edypie czy Sigurdzie, gdzie heroizm splata się z nieuchronnością klęski.
Tragiczność „Silmarillionu” polega na tym, że świat Ardy jest piękny i zepsuty zarazem – każde zwycięstwo jest tymczasowe, a każde dobro wystawione na próbę.
Teoretycznoliteracki wymiar dzieła
Z punktu widzenia teorii literatury „Silmarillion” jest szczególnym przypadkiem literatury sekundarnej w rozumieniu Gérarda Genette’a: całość udaje przekład i kompilację wcześniejszych źródeł, których rzekoma oryginalna wersja nigdy nie istniała. Mamy tu:
- fikcyjną redakcję (Christopher Tolkien jako „wydawca” materiałów znalezionych w legendach Elfów);
- polifoniczność – głosy narratorów są zróżnicowane, od quasi-biblijnego tonu „Ainulindalë” po kronikarski styl „Quenta Silmarillion”;
- intertekstualność – dzieło łączy aluzje do Biblii, mitów nordyckich, „Kalevali” i „Beowulfa”.
W tym sensie „Silmarillion” można traktować jako eksperyment narracyjny, w którym Tolkien świadomie rezygnuje z tradycyjnego powieściowego „mimesis” na rzecz symulacji dokumentu kultury.
Symbolika światła i cienia
Światło w „Silmarillionie” ma wymiar sakralny. Światłość Dwóch Drzew Valinoru jest czysta i niezapośredniczona, a Silmarile zachowują ją w formie niemal eucharystycznej. Utrata światła to utrata łaski – analogia do wygnania z Raju jest czytelna.
Cień natomiast nie jest tylko brakiem światła, lecz aktywną siłą deformującą. Tolkien korzysta tu z metaforyki manichejskiej, choć jej ostatecznie nie afirmuje: cień nigdy nie jest równy światłu, jest jego pasożytem.
Recepcja i zarzut hermetyczności
„Silmarillion” od początku budził skrajne reakcje. Część czytelników „Władcy Pierścieni” była rozczarowana brakiem bezpośredniej akcji, epizodów komicznych czy wyraźnego protagonisty. Dla innych – zwłaszcza miłośników mitologii i języków – książka stała się kluczem do pełnego zrozumienia legendarium.
Z perspektywy filologicznej zarzut hermetyczności jest jednak nietrafiony: hermetyzm jest tu efektem celowej stylizacji, a nie nieporadności narracyjnej. Tolkien od początku zakładał, że jego mitologia będzie odbierana tak, jak my odbieramy „Eddę starszą” – z pewnym dystansem i poczuciem obcowania z dokumentem kultury minionej.
Znaczenie w całym legendarium
Bez „Silmarillionu” „Władca Pierścieni” traci część głębi. Motywy Pierścieni, rodu Númenorejczyków czy historia Saurona nabierają sensu dopiero w kontekście wydarzeń Pierwszej i Drugiej Ery. Tolkien tworzył legendarium od góry – od mitu stworzenia – a nie od pojedynczej historii.
Wnioski: Mit, który udaje prawdę
„Silmarillion” to literacka rekonstrukcja mitu, którego nigdy nie było, ale który mógłby istnieć jako fundament kultury Zachodu. Jest to dzieło z pogranicza literatury pięknej, filologii i filozofii – wymagające, ale oferujące w zamian unikalne doświadczenie lektury.
Nie jest to książka „do czytania w tramwaju” – wymaga skupienia, czasem powrotów do wcześniejszych stron, a często także lektury map i genealogii. Ale właśnie to czyni ją wyjątkową: jest jak pieśń dawnego barda, którą słyszymy po raz pierwszy, a która brzmi, jakby towarzyszyła ludzkości od tysiącleci.
