„Traktat o łuskaniu fasoli” to jedna z tych powieści, które wymykają się prostym gatunkowym klasyfikacjom. Wiesław Myśliwski nie opowiada fabuły w tradycyjnym sensie – zamiast linearnej historii dostajemy wielogłosową, fragmentaryczną spowiedź narratora, skierowaną do nieznanego rozmówcy. Punktem wyjścia jest pozornie banalna sytuacja: łuskanie fasoli. Wokół tego gestu, codziennego i cichego, oplata się cała narracja – pełna wspomnień, dygresji, refleksji o czasie, pamięci i przemijaniu. Myśliwski kreuje tu szczególny rodzaj pejzażu – nie geograficznego, lecz wewnętrznego. Miejsca istnieją w tej prozie o tyle, o ile zostały utrwalone w pamięci narratora. Czas i przestrzeń nakładają się na siebie, a granica między przeszłością a teraźniejszością staje się płynna.
Sztuka opowieści – rytuał i terapia
Proza Myśliwskiego zawsze była zakorzeniona w polskiej tradycji opowiadania – od gawędy chłopskiej po filozoficzną przypowieść. „Traktat…” jest zarazem rozwinięciem i dekonstrukcją tego modelu. Opowiadanie staje się tu rytuałem: każde wspomnienie jest jak kolejna łuska odrywana od ziarna – powolnie, z namysłem, w rytmie oddechu. Ale jest też w tym coś z terapii – narrator mierzy się z własnym życiem, z wojennymi traumami, z doświadczeniem utraty domu i bliskich. Mówienie do nieznanego słuchacza jest próbą uporządkowania chaosu pamięci, nadania sensu doświadczeniom, które w przeciwnym razie pozostałyby nieme.
Filozofia codzienności
„Traktat…” jest powieścią filozoficzną w sensie praktycznym: nie znajdziemy tu abstrakcyjnych rozważań o bycie, lecz refleksję wyrastającą z konkretu – z pracy rąk, z obcowania z naturą, z rytmu wiejskich zajęć. Myśliwski odwraca hierarchię tematów: to, co w literaturze traktowane bywa jako tło, staje się pierwszym planem. Łuskanie fasoli, zamiatanie podwórka, prace w ogrodzie – te czynności mają w sobie wymiar medytacyjny. W nich objawia się ciągłość istnienia, która nie podlega ani wielkiej historii, ani rewolucjom politycznym.
Narracja – rozmowa i milczenie
Powieść ma formę monologu skierowanego do kogoś, kto praktycznie nigdy nie zabiera głosu. Milczenie odbiorcy jest tu znaczące – stwarza napięcie, zmusza narratora do samodzielnego podtrzymywania strumienia opowieści. To przypomina konfesjonał, ale pozbawiony funkcji rozgrzeszającej. Myśliwski operuje rytmem mowy potocznej, w której zdania rozrastają się w długie frazy, rozgałęziają na dygresje, a wątki wracają niczym refren. Ten język jest jednocześnie zakorzeniony w realiach polskiej wsi i uniwersalny w swym rytmie – mógłby należeć do każdego, kto próbuje „opowiedzieć swoje życie” od początku do końca.
Pamięć jako konstrukcja
W „Traktacie…” pamięć nie jest prostym zapisem zdarzeń, lecz aktem ich kreacji. Narrator sam wybiera, co opowie, a co pominie; co zachowa w formie obrazu, a co przekształci w metaforę. W ten sposób Myśliwski pokazuje, że autobiografia zawsze jest fikcją – nie dlatego, że kłamie, lecz dlatego, że każde wspomnienie jest już interpretacją. To także powieść o tym, jak pamięć kształtuje tożsamość. Człowiek w prozie Myśliwskiego istnieje o tyle, o ile potrafi opowiedzieć swoje życie – a więc o ile potrafi zbudować narrację, która go uniesie.
Uniwersalność lokalnego doświadczenia
Choć akcja „Traktatu…” osadzona jest w realiach polskiej wsi i w traumach XX wieku (wojna, przesiedlenia, bieda), powieść ma wymiar uniwersalny. Tematy utraty, tęsknoty za domem, próby pogodzenia się z losem są rozpoznawalne dla czytelników w każdym miejscu świata. Myśliwski potrafi z doświadczenia jednostki uczynić figurę losu ludzkiego. Wieś staje się tu mikrokosmosem, w którym odbija się cała kondycja człowieka – ze wszystkimi jej słabościami, nadziejami i złudzeniami.
Język – między poezją a prozą mówioną
Jednym z największych walorów książki jest jej język – gęsty od obrazów, a jednocześnie prosty w konstrukcji. Myśliwski potrafi łączyć potoczność z poetyckością, zachowując przy tym wiarygodność mowy narratora. W jednym akapicie potrafi przejść od drobiazgowego opisu pogody do filozoficznej refleksji o naturze pamięci. Ten język ma swój rytm – powolny, leniwy, czasem zawieszony w ciszy. Lektura „Traktatu…” wymaga cierpliwości, ale nagradza czytelnika poczuciem obcowania z prozą, w której każde zdanie ma swój ciężar i miejsce.
Wnioski – powieść jak rozmowa przy stole
„Traktat o łuskaniu fasoli” to powieść, która działa jak długi wieczór spędzony przy kuchennym stole, kiedy ktoś snuje historię swojego życia – przerywaną milczeniem, zbaczającą w dygresje, wracającą do tych samych obrazów. To literatura, która nie spieszy się do pointy, bo sama droga opowiadania jest jej sensem. Myśliwski proponuje czytelnikowi wejście w świat, w którym najważniejszy jest głos – nie fabuła, nie akcja, lecz sama czynność mówienia, która jest równocześnie aktem pamięci i ocalenia.
